I choć mecze z udziałem piłkarzy czeskiego szkoleniowca nie zawsze ogląda się z wypiekami na policzkach, to ich zdobycz punktowa musi budzić szacunek i uznanie rywali. Z ośmiu meczów rozegranych w tym roku lubinianie wygrali pięć, dwa zremisowali i tylko jeden przegrali. Śmiało więc można tytułować ich rycerzami wiosny. I tylko żal ściska na wspomnienie o słabych występach w rundzie jesiennej. Gdyby nie one, to kto wie, o co biłoby się Zagłębie.
Zobacz też: Najnowsza Panorama Legnicka już w kioskach
Wróćmy jednak do Gdańska, gdzie nasz zespół na pewno nie zagrał porywająco, ale i tak był w stanie wywalczyć trzy punkty. Decydujący cios lubinianie zadali bardzo szybko, bo w 11 minucie. Ładną akcję prawą stroną przeprowadził Szymon Pawłowski, wyłożył piłkę do Macieja Małkowskiego, a ten precyzyjnym strzałem pokonał Michała Buchalika. Młody bramkarz Lechii, który pięć minut wcześniej musiał zastąpić kontuzjowanego Sebastiana Małkowskiego (podejrzenie wstrząśnienia mózgu), nie nacieszył się długo czystym kontem w ligowym debiucie w barwach Lechii. Uczciwie jednak trzeba przyznać, że nie miał wiele do powiedzenia wobec uderzenia "Małego".
W samej końcówce, gdy gospodarze postawili wszystko na jedną kartę, lubinianie mogli podwyższyć na 2:0. Nie udało się, ale po ostatnim gwizdku nikt nie mógł kręcić nosem. - Zagraliśmy dobrze jedynie przez dwadzieścia minut. Później było już nieco gorzej, mieliśmy sporo szczęścia, bo Lechia groźnie atakowała. Moja drużyna jednak bardzo dobrze się broniła - skwitował Hapal.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?