Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siatkarze są nieobliczalni

Agata Grzelińska
Ks. Mirosław Choroszy przyznaje, że gadżety z podpisami siatkarzy robią furorę wśród jego uczniów. FOT. AGATA GRZELIŃSKA
Ks. Mirosław Choroszy przyznaje, że gadżety z podpisami siatkarzy robią furorę wśród jego uczniów. FOT. AGATA GRZELIŃSKA
Rozmowa z księdzem Mirosławem Choroszym, duszpasterzem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, wikariuszem w parafii pw. św. Barbary w Lubinie • Od kiedy jest Ksiądz kapelanem siatkarzy i siatkarek? – ...

Rozmowa z księdzem Mirosławem Choroszym, duszpasterzem Polskiego Związku Piłki Siatkowej,
wikariuszem w parafii pw. św. Barbary w Lubinie

• Od kiedy jest Ksiądz kapelanem siatkarzy i siatkarek?
– Nominację dostałem 31 sierpnia 2006 r.

• Ale z zawodnikami ma Ksiądz kontakt od dawna. Jak to się zaczęło?
– Dziewięć albo dziesięć lat temu. Pracowałem w wałbrzyskiej parafii na Podzamczu. Miałem tam przyjaciela, policjanta, a jego córka koleżankę. Któregoś dnia policjant zapytał, czy mógłbym przygotować do bierzmowania brata tej koleżanki. Zgodziłem się i przez rok przygotowywałem go do tego sakramentu – przyjeżdżał na spotkania regularnie, co miesiąc aż z Częstochowy. Po roku dowiedziałem się, że Krzysztof Ignaczak, bo o nim mowa, jest reprezentantem Polski w piłce siatkowej. Po jakimś czasie dowiedziałem się też, że miał spory kłopot z załatwieniem wolnego od treningu, by przyjechać do Wałbrzycha. Na bierzmowaniu się nie skończyło. Pobłogosławiłem też małżeństwo Krzysztofa i Iwony Ignaczaków. Na weselu poznałem innych siatkarzy. Później były kolejne śluby: Pawła Papke, Michała Chadały, Łukasza Kadziewicza, a ostatnio w lipcu Łukasza Kruka.

• Coś charakterystycznego różni wesela siatkarzy od zwykłych par?
– Niewątpliwie wzrost gości. Większość zawodników mierzy ok. dwóch metrów, co widać i na parkiecie, i przy stole.

• Kto stwierdził, że trzeba tę waszą współpracę sformalizować?
– Jeszcze za trenera Waldemara Wspaniałego jeździłem na zgrupowania drużyny do Spały czy Cetniewa. Tam pojawiły się pierwsze głosy w tej sprawie, gdyż coraz częściej z prośbą o pomoc dzwonili do mnie ludzie ze świata siatkarskiego. Ktoś nie miał bierzmowania, a ktoś inny potrzebował nauk przedślubnych. Nie chodziło tylko o formalności. Nauki przedślubne naprawdę prowadziłem na zgrupowaniach. By uniknąć kłopotów prawnych, wchodzenia w czyjeś kompetencje, trzeba było powołać duszpasterza. Na prośbę PZPS za zgodą Episkopatu Polski i mojego biskupa diecezjalnego bpa Stefana Cichego otrzymałem nominację od bpa Mariana Florczyka, odpowiedzialnego za duszpasterstwo sportu w Polsce i na mocy tej nominacji PZPS powołał mnie na to stanowisko.

• Od kilku tygodni pracuje Ksiądz w parafii św. Barbary w Lubinie. Wcześniej był w Bogatyni. Nie są to stolice piłki siatkowej. Czy duszpasterstwo na odległość ma sens?

– Ma. Bo nie jest na odległość. Nie mogę być cały czas z siatkarzami czy siatkarkami, bo jestem przede wszystkim wikarym i działalność „sportowa” nie może mi przeszkadzać w pracy w parafii. Za zgodą proboszcza i biskupa godzę te obowiązki. Faktycznie z Bogatyni było wszędzie daleko, dlatego trafiłem do Lubina. Duszpasterstwo, to kwestia osobistego spotkania. Telefony czy internet służą, by się na nie umówić.

• Z jakimi problemami sportowcy zgłaszają się do swojego kapelana?
– Z różnymi. To są ludzie, którzy żyją swoją pasją, nie szukają nieustannie Pana Boga. Czasem dzwonią ze sprawami formalnymi, bo nie wiedzą, jak się wyspowiadać albo potrzebują przygotowania do sakramentu, ale też dzwonią np. o godz. 3 w nocy i rozmawiają dwie godziny, bo umiera ukochany dziadek. Bywam nie tylko na ślubach, ale na chrzcinach czy pogrzebach. Odprawiałem w Warszawie mszę św. w rocznicę śmierci Arka Gołasia.

• Znał go Ksiądz?
– Tak. Nie był to zwykły człowiek. Z całą odpowiedzialnością za słowa mogę o nim mówić w kategoriach świętości. Jego zachowanie i stosunek do ludzi nie był zwyczajny. Biło od niego to specyficzne ciepło.

• Siatkarze spowiadają się w swoich parafiach, czy tylko u Księdza?
– To jest delikatny problem. Nie mogę w każdej chwili jechać 600 czy 700 km, bo ktoś chce się wyspowiadać, ale zawsze staram się pomóc. Umawiam ich np. z miejscowym duszpasterzem sportu, ale i tak wiem, że najczęściej nie pójdą, bo wolą znajomego. Często więc w końcu i tak jadę. Czasem, jeśli oni mogą, to przyjeżdżają do mnie.

• Ciągle rozmawiamy o męskim zespole, a co z kobietami?
– Kadra kobiet to świeża sprawa. Nie zdążyłem ich jeszcze poznać. Gdy zostałem duszpasterzem PZPS, akurat powstał konflikt Małgorzaty Glinki z trenerem Niemczykiem. Na razie rozesłałem ankiety do wszystkich klubów Ligi Siatkówki Kobiet i Polskiej Ligi Siatkówki i widzę, że bardziej otwarte na sprawy duchowe są dziewczyny. Myślę, że z nimi będzie się łatwiej pracowało, bo kobiety są z natury bardziej uczuciowe i religijne. Dziewczyny wiedzą, że jestem, ale nic na siłę. Najważniejsze, żeby wszyscy siatkarze mieli świadomość, że jest taki ktoś, do kogo mogą się zawsze zwrócić o pomoc.

• Jeździ Ksiądz na mecze?
– Oczywiście, ale nie na wszystkie i nie przeżywam ich jakoś szczególnie mocno. To bardziej gratka dla moich przyjaciół, fanów siatki, których zabieram ze sobą.

• Ma Ksiądz w telewizji specjalny pakiet programów sportowych?
– Tak. Przed mistrzostwami świata musiałem kupić Polsat Cyfrowy, bo tylko oni transmitowali rozgrywki. W telewizji oglądam mecze jak wiadomości. Polscy siatkarze są nieobliczalni. Mogą wygrać z najlepszymi i przegrać z najgorszymi, więc zawsze rodzi się to samo pytanie: Czym nas panowie dziś zaskoczą?

• A co Ksiądz czuje teraz, gdy przegrywali mecz za meczem?
– Jasne, że jeśli przegrywają, to się łezka w oku zakręci, ale taki jest sport. Bardzo niebezpieczna w polskim sporcie jest presja mediów. Stawia się zawodnikom wielkie wymagania. Media i kibice żyją od imprezy do imprezy. Gdy drużyna przegrywa liczy się na wygraną w następnym meczu albo pokazuje zwycięstwo sprzed lat na otarcie łez. W sporcie nigdy nie wiadomo, jak będzie i nigdy nikt nie ma nieprzerwanego pasma sukcesów. Poza tym, na wielkich imprezach nie grają kluby podwórkowe. Za paczkę dropsów nikt nikogo na boisko nie wpuszcza. Tu spotykają się drużyny, które coś znaczą – są najlepsze na świecie.

• Gra Ksiądz w siatkówkę?
– Nie. Chodziłem w szkole do klasy o profilu koszykówki, ale grałem w piłkę nożną.

• Kibicuje Ksiądz Zagłębiu Lubin?
– Oglądałem tu kiedyś mecz z Mediolanem. Teraz dostaję esemesy od znajomych: „Oglądaj mecz, bo grają twoi parafianie.” Chyba zacznę kibicować, choć szczerze mówiąc wolę ligę włoską, bo jest tam więcej poezji na boisku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubin.naszemiasto.pl Nasze Miasto