Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

POLSKA - KOLUMBIA 0:3. Mundial się dla nas skończył. Polacy upokorzeni. Relacja, wynik Polska - Kolumbia [ZDJĘCIA]

Z Kazania Tomasz Biliński
Bartek Syta, Polska Press
POLSKA - KOLUMBIA 0:3. Upokorzenie i słabość - tak można by określić grę polskich piłkarzy w meczu o wszystko. Meczu, który miał zakończyć się zwycięstwem. To były jednak chyba tylko marzenia kibiców.

POLSKA - KOLUMBIA 0:3

Bramki:
0:1 Yerry Mina 40,
0:2 Radamel Falcao 70
0:3 Juan Cuadrado 75

Polska: Szczęsny - Piszczek, Bednarekl, Pazdan (80. Glik) - Bereszyński (Teodorczyk 72), Góralski, Krychowiak, Rybus - Kownacki (77. Grosicki), Lewandowski, Zieliński. Trener: Adam Nawałka

Kolumbia: Ospina - Arias, Sanchez, Mina, Mojica - Barrios, Aguilar (32. Uribe) - Cuadrado, Quintero (Lerma 73), James - Falcao (78. Bacca). Trener: Jose Pekerman

Sędziował: Cesar Ramos (Meksyk)
Widzów: 42 873

Robert Lewandowski świetnie gra w klubie. Zdobył sporo bramek w reprezentacji Polski. Również niezwykle ważnych. Tych najważniejszych mu się jednak nie udało. Na przykład na mundialu. Wciąż ma ich mniej niż rezerwowy obrońca z 2006 r. Bartosz Bosacki (dwa do zera). Nie pomylimy się pewnie, jeśli napiszemy, że Zbigniew Boniek m.in. o nim mówił, wytykając liderom, że nie wzięli na barki ciężaru spotkań na mundialu. Jeśli kapitan kadry miał przejść do historii, to mecz z Kolumbią był tym, w którym powinien błyszczeć. Tego nie robił.

Choć wydawało się, że w miarę wszystko jest pod kontrolą. Jakby od beznadziejnej gry i porażki z Senegalem nie minęło pięć dni, a przynajmniej cztery lata. Fakt, że wystarczyło niewiele, odrobina determinacji i już. Lewandowski raz zabrał się nawet z piłką, ale Lionel Messi z niego żaden, choć z Argentyńczykiem mogą sobie przybić piątkę, bo nic nie osiągnęli z drużyną narodową.

Ktoś powie, że Lewandowski nie miał życia na boisku. Nieustannie kryty i niemiłosiernie kopany. I będzie miał trochę racji. Robił to Davinson Sanchez, robił to Yerry Mina. Mało tego, ten drugi zrobił to, czego nie zrobił nasz najskuteczniejszy snajper.

Obrońcę Barcelony w 40. min nie wiadomo czemu opuścił Jan Bednarek. Do dośrodkowania James Rodrigueza spóźnił się Wojciech Szczęsny i Mina strzelił gola głową. Kibice na Kazań Arenie ryknęli głośniej niż podczas śpiewania kolumbijskiego hymnu. Tak bardzo, że trudno było usłyszeć własne myśli. Głównie Kolumbijczycy, bo z blisko 43 tys. widzów na stadionie mogli stanowić nawet 70 proc.

Wśród nich Willie Oviedo. Wielki fan futbolu, którego spotkaliśmy przed meczem w centrum stolicy Tatarstanu. - Mam swój biało-czerwony bęben z narodowymi elementami. Zwykle przynosi nam szczęście - straszył Kolumbijczyk, nieźle mówiąc po polsku. Jakim cudem? Od dziesięciu lat mieszka w Warszawie. Pracuje jako trener futbolu w szkółce FCB Escola. Ma żonę Polkę troje dzieci. - Oni są za Polską, dla syna najlepszy się Lewandowski, ale dla mnie James i to dzięki niemu będziemy się tym razem cieszyli - przewidywał, po czym zarzucił przyśpiewkę „Vamos Colombia!”.

Ta wciąż szumi w głowie, bo królowała też na trybunach stadionu. Niewykluczone, że i wybijała z rytmu Biało-Czerwonych. I napędzała Kolumbijczyków. Po całkiem odważnej grze i ostrej w wykonaniu choćby Jacka Góralskiego, przewagę zaczęli uzyskiwać rywale. Były chwile, że przykro było na to patrzeć. To była tiki-taka pełną gębą. Ekipa Jose Pekermana ogrywała Biało-Czerwonych jak leszczy z niższej klasy na szkolnym podwórku. Gdyby Maciej Rybus nagle zwymiotował po kolejnym dryblingu Juana Cuadrado, nie byłoby w tym nic dziwnego. Naszej defensywie sprawiało to spory problem, ale choć niektórzy biegali bez ładu i składu, to jakoś, na szczęście, udawało się przerywać akcje rywali.

Choć tej z 70. min nie. A właściwie Grzegorz Krychowiak był za wolny, by złapać Radamela Falcao na spalonym i napastnik AS Monaco podwyższył prowadzenie Kolumbijczyków. Ale poza tym, jeśli chodzi o Polaków, to po przerwie niewiele się zmieniło. Na plus wcale nic. Jeśli drużyna miała zakończyć pytania o słuszność wyboru Soczi na bazę treningową i ćwiczenia w upale i przy dużej wilgotności, to mogła to zrobić w niedzielę. W Kazaniu w ciągu dnia było ponad 30 stopni. Wieczorem zrobiło się duszno. Przy dłuższych przerwach Polacy pili, jak koń po dobrym westernie. Rewolwerowców u nas zabrakło.

Im dłużej trwał mecz, tym w ofensywie drużyna Adama Nawałki była coraz bardziej zagubiona. Selekcjoner, który zaskoczył składem, zostawiają na ławce Jakuba Błaszczykowskiego czy Kamila Grosickiego, wzmocnił atak. Wszedł ten drugi, później jeszcze Łukasz Teodorczyk (i Kamil Glik, ale drużyny nie zbawił), lecz kontrę w 73. min golem zakończył Cuadrado. Lewandowskiemu pozostało machnąć z bezsilności rękami. Przy 2:2 Japonii z Senegalem trzeba było przynajmniej zremisować, by w ostatniej serii gier w fazie grupowej nie grać z Japończykami „o honor” (w czwartek w Wołgogradzie). Tak jak zawsze w tym wieku. Tradycji stało się zadość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto