Pół roku więzienia w zawieszeniu i zakaz posiadania zwierząt. Zapadł wyrok w sprawie 8 labków

Happy endem zakończyła się budząca wielkie emocje wśród obrońców zwierząt i mieszkańców zagłębia miedziowego sprawa ośmiu labradorów, które 24 czerwca br., policjanci uratowali z bagażnika samochodu zaparkowanego w pełnym słońcu przed marketem Auchan w Lubinie. Szczeniaki pozostawione były bez wody, bez jedzenia oraz bez dostępu do świeżego powietrza.

Na ławie oskarżonych zasiadał 29-letni obywatel Ukrainy Valentyn R., któremu postawiono zarzut znęcania się nad zwierzętami. W czwartek, 9 listopada, w Sądzie Rejonowym w Lubinie zapadł wyrok w tej sprawie.

Sędzia Agnieszka Bem-Iwańska pomimo faktu, że mężczyzna nie stawił się w sądzie ani na rozprawie, ani na ogłoszeniu wyroku, skazała handlującego zwierzętami Ukraińca, na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata próby.

- Zobowiązuję oskarżonego Valentyna R. do pisemnego informowania sądu o przebiegu okresu próby w terminach co sześć miesięcy - poinformowała sędzia Agnieszka Bem-Iwańska.

Ponadto 29-latek obciążony został kosztami sądowymi o łącznej kwocie prawie 6 tysięcy złotych. Mężczyzna został też zobowiązany do wypłacenia nawiązki w kwocie 3 tysięcy złotych na rzecz wrocławskiej fundacji Matuzalki, która sprawowała opiekę nad ocalałymi psami i szukała dla nich opiekunów. Zasądzono również przepadek ośmiu labradorów na rzecz fundacji oraz dwuletni zakaz posiadania zwierząt na terytorium Polski wobec oskarżonego Valentyna R.

- To, że oskarżony dopuścił się tego zarzucanego mu czynu, nie budzi żadnych wątpliwości sądu. - tłumaczyła wyrok Bem-Iwańska. - Zdaniem sądu i przewożenie zwierząt w bagażniku, i pozostawienie ich tam wypełniało znamiona znęcania się nad nimi.

Sędzia wzięła pod uwagę fakt, że bagażnik samochodu opel corsa, co potwierdza materiał zdjęciowy, był niewielki, a psów było aż osiem. Nie pomogły również pisemne tłumaczenia oskarżonego, że psy podczas transportu miały miskę z wodą, ani koncepcja, że mężczyzna właśnie w Lubinie zatrzymał się, by nabyć odpowiednią klatkę do przewozu zwierząt. Sędzia Bem-Iwańska nie miała wątpliwości, że takie warunki naraziły szczeniaki na stres i cierpienie. Argumentując sędzia przytoczyła opiekię weterynarza, którego na miejsce zdarzenia wezwali funkcjonariusze, że psy zostały uratowane w ostatnim momencie.

- Biorąc pod uwagę liczbę tych zwierząt i wysoką lekkomyślność oraz wyjątkowe lekceważenie żywego stworzenia przez oskarżonego, sąd doszedł do wniosku, że kara sześciu miesięcy pozbawienia wolności będzie karą najbardziej adekwatną - stwierdziła sędzia Bem-Iwańska, dodając, że mężczyzna nie był wcześniej karany.

Swojego zadowolenia z wyroku sądu nie ukrywa oskarżyciel posiłkowy. - Jestem bardzo usatysfakcjonowany. Brawo dla lubińskiej prokuratury i sądu za poważne potraktowanie tej sprawy - komentuje Miron Chmielewski z fundacji Matuzalki. - Jednak największe podziękowania należą się tym dwóm kobietom, które zareagowały i wezwały policję. O nich najmniej się mówi, a one są w tej sprawie najważniejsze, bo gdyby nie te panie, to szczeniaki nie przeżyłyby tej podróży, jak wynika z opinii weterynarza.

Dla fundacji to nie koniec sprawy. Oczywiste jest, że 29-latek chciał psy sprzedać na terytorium Niemiec. Wątpliwości budzi jednak fakt, gdzie psy miały trafić. To będzie próbował ustalić Miron Chmielewski we współpracy z fundacją w Norymbergi.