- Miejsce nr 6 w tabeli jest realne. Znam potencjał tego zespołu, wiem na co stać tych chłopaków. Ale mamy świadomość tego, że inne zespoły - przynajmniej teoretycznie - wzmocniły się znacznie intensywniej, większą liczbą piłkarzy. Oczywiście, bardzo miłą rzeczą będą niespodzianki w naszym wykonaniu. Liczę na nie, na to, że niejednemu faworytowi pokrzyżujemy szyki. Ale do wszystkich spekulacji, planów, zakładanych celów musimy podchodzić racjonalnie - tłumaczył nam jeszcze przed startem ligi trener Zagłębia Lubin Marek Bajor.
Oddajmy mu głos po raz drugi. - Jest temat transferu słowackiego pomocnika Jana Kozaka, ale to nie jest tak, że musimy go mieć za wszelką cenę. Nie pieklimy się. Musimy operować w ramach ściśle wyznaczonego budżetu - tak mówił nam szkoleniowiec niespełna tydzień temu. Przekładając na proste, lekkostrawne stwierdzenie - na transfer Kozaka pieniędzy raczej już brak. Mimo że gracz ma status wolnego zawodnika, to jednak co nieco trzeba by zapłacić mu za podpis na kontrakcie.
Ostatecznie 30-letni reprezentant swojego kraju do stolicy polskiej miedzi nie trafił. Bliski jest za to zaprzęgnięcia się w GKS-ie Bełchatów - więc ktoś z polskiej ligi ma obfitszą sakwę niż miedziowi.
Postawmy grubą kreskę pod aktywnością Zagłębia w zbliżającym się wielkimi susami do końca transferowym oknie. Skupmy się na ludziach, którzy do Zagłębia przyszli. Z naprawdę znaczących (tych z pierwszego składu) ubytków mamy bowiem tylko (aż?) bułgarskiego supersnajpera Ilijana Micanskiego. Popularny Julek trafił za sumę odstępnego - 600 tysięcy euro - do beniaminka niemieckiej Bundesligi 1. FC Kaiserslautern. Pytanie, na kogo te pieniądze wydano, bądź przynajmniej noszono się z takim zamiarem...
- Potocznie myśli się, że całość kwoty za jednego zawodnika - dajmy na to, te 600 tysięcy euro - można przeznaczyć na zakup piłkarzy. Ale trzeba też spojrzeć na transfery pod innym kątem... - rozpoczyna rozmowę z nami pełnomocnik Zagłębia ds. transferowych Rafał Helbik. - Operujemy w ramach określonego budżetu. Podpisywaliśmy nowe kontrakty z zawodnikami z aktualnej kadry, bo stare umowy kończyły im się, bądź byli tylko czasowo wypożyczeni. Parafowaliśmy umowy chociażby z Fernando Dinisem, Adrianem Błądem, Przemysławem Kocotem, Damianem Dąbrowskim czy Łukaszem Hanzelem. Wykupiliśmy też wypożyczonego z Legii Martinsa Ekwueme - wylicza Helbik. - I stołeczny klub chciał podobno za niego wstępnie aż 200 tysięcy euro - przerywamy wywód.
Helbik mówi dalej: Ale dla nas to była niewyobrażalna kwota. Ostatecznie wyszło na to, że zapłaciliśmy Legii kilkakrotnie mniejszą kwotę. Martins porozumiał się ze starym klubem co do warunków rozstania, ale w związku z tym, że Legia dostała od nas jakąś sumę, to Ekwueme zrzekł się swoich apanaży za podpisanie umowy - ucina. A teraz forma Ekwueme ewidentnie leci w dół, widać to jak na dłoni po pierwszych meczach sezonu ekstraklasy.
- Rozmawialiśmy ostatnio o Martinsie ze sztabem trenerskim i jesteśmy tym faktem zdziwieni. W okresie przygotowawczym był naprawdę wyróżniającym się piłkarzem Zagłębia, jeśli nawet nie najlepszym z zawodników. Dość powiedzieć, że po sparingu z Borussią Dortmund przyszli do niego działacze z niemieckiego klubu i wzięli numer telefonu. Byli naprawdę jego grą bardzo pozytywnie zaskoczeni. Może po tym okresie przygotowawczym wzrosła presja na jego osobie po odejściu Ilijana - zastanawia się nad spadkiem formy Ekwueme Rafał Helbik.
A Costa, za którego ponoć menedżer Wiesław Grabowski chciał początkowo nawet milion euro? - Wykupiliśmy Costę za kilkakrotnie mniejszą sumę z macierzystego klubu Africa United Harare. W jego przypadku akurat mamy pewność, że jego wartość będzie szybko rosnąć. Proszę spojrzeć na jego umiejętności i potencjał. A chłopak ma dopiero 24 lata - tłumaczy Helbik.
Kamil Wilczek i 350 tysięcy euro za niego Piasta Gliwice.
- To bardzo ambitny człowiek. Najważniejszy w trakcie rozmów był fakt, że on od początku chciał grać w Zagłębiu. Był konkretny i bardzo fair. Taka postawa nam bardzo pomogła. Zresztą podobnie zdeterminowany był Amer Osmanagić, rekomendowany przez naszego bramkarza, reprezentanta Serbii Bojana Isailovicia - ocenia Helbik. Najlepszego wg dziennikarzy piłkarza ligi bośniackiej Zagłębie wypożyczyło na rok z opcją pierwokupu z Veleżu Mostar. - Widać, że Amerowi bardzo zależy na grze w Lubinie. A my mamy też możliwość wcześniejszego wykupienia go z Veleżu. Wcześniejszego, czyli nawet w grudniu - mówi nam dyrektor Helbik.
Csaba Horvath, sprowadzony z holenderskiego Ado den Haag. Wystarczyło "jedynie" zapłacić kilkadziesiąt tysięcy euro za podpis na kontrakcie. - Za nim przemawia międzynarodowe doświadczenie wyniesione przede wszystkim z holenderskiej Eredivisie - mówi Helbik.
I ostatni z muszkieterów, czyli Serb Dusan Dokić, o którym zaczęły pojawiać się głosy, że umiejętności może ma spore, ale formę iście wakacyjną (patrz: poniedziałkowy wywiad z Mateuszem Bartczakiem). - To też nie jest tak do końca. Dusan jest z nami od niespełna dwóch tygodni. A fizycznie naprawdę wygląda dobrze - bez problemu przeszedł testy medyczne. Również z wydolnościowymi na wrocławskim AWF-ie nie miał problemu. Sztab był naprawdę zaskoczony jego dyspozycją. Dodajmy, że Dokić nie próżnował, bo trenował w okresie przygotowawczym z Crveną Zvezdą Belgrad, więc na pewno nie jest tak, że - kolokwialnie mówiąc - zapuścił się, bardziej to kwestia aklimatyzacji, dostosowania się do taktyki zespołu. Dusan to napastnik pola karnego. Musi dostawać podania z drugiej linii i będziemy mieli z niego pożytek - ocenia spec od transferów.
I czarna plama na transferowych kartach klubu w tym oknie. Czarna, jeśli chodzi o wymiar sportowy. Sonny Doumbouya z Gwinei, napastnik, co strzelał podobno bramki jak na zawołanie w mocnych ligach świata, według CV zmieniał też kluby jak nimfomanka partnerów. Potem okazało się, że piłkarski życiorys to efekt wybujałej fantazji - albo samego zawodnika, albo specjalistów od PR czy menedżerów - zręcznie wrzucony na Wikipedię. Polityka transferowa Zagłębia stała się przedmiotem kpin.
- Wyjaśnię całą sytuację. Po pierwsze, napastnik przyjechał do nas w momencie, gdy sztab trenerski był w okrojonym składzie decyzyjnym, bo Marka Bajora spotkała rodzinna tragedia. Po wtóre, jego usługi polecił nam Radosław Osuch, jeden z najbardziej znanych menedżerów na polskim rynku. Po trzecie, nie musieliśmy za jego testy nic płacić. W większości przypadków to klub, do którego gracz przychodzi na testy, pokrywa koszty przeprowadzonych prób. A tutaj całą kwotę brał na siebie menedżer, więc uznaliśmy, że skoro testy nie obciążają konta Zagłębia w żaden sposób, to przyjrzymy się zawodnikowi i podejmiemy decyzję w sprawie ewentualnego transferu. I koniec końców, Sonny był u nas na jednym pełnym treningu, zagrał jeden sparing i został odesłany do domu. Nie wiem, dlaczego całe to zdarzenie urosło do rangi śmiesznej anegdoty. Tym bardziej że w lecie na testy do klubów ekstraklasy przyjeżdżają dziesiątki znacznie słabszych piłkarzy niż Sonny. Zaręczam. I nikt z tego nie robi wielkiego "halo" - ripostuje Helbik.
Dajmy nowym graczom pięć, sześć kolejek jako probierz przydatności dla zespołu. Rozliczać zaczniemy ich w październiku. Oby wtedy Zagłębie miało więcej na koncie niż punkt za remis.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?