Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Górnik z KGHM spędza emeryturę na rajskiej wyspie

Grażyna Szyszka
Dariusz Jajor twierdzi, że jest szczęśliwy i nie zamierza wracać do Głogowa
Dariusz Jajor twierdzi, że jest szczęśliwy i nie zamierza wracać do Głogowa
Były górnik „Sierpolu" na emeryturze wiedzie sielskie życie na Filipinach. Na jednej z wysp na Oceanie Spokojnym swój nowy dom odnalazł głogowianin Dariusz Jajor. Z hamaka w przydomowym ogrodzie słucha szumu morza i podziwia dorodne bananowce i papaje.

Na jednej z filipińskich wysp osiedlił się Dariusz Jajor (48 l.), były górnik z Głogowa. Rajskie życie to spełnienie jego marzeń, które realizuje na zasłużonej emeryturze. Wcześniej był zapalonym podróżnikiem i zwiedził niemal cały świat, a tym, co zobaczył chętnie się dzielił z uczniami głogowskich szkół.

- Podróżowałem od ponad 20 lat, głównie samotnie, choć nie tylko - kilka razy pomagałem podróżować innym jako logista wyprawy - opowiada nam pan Darek. - Dzięki jednej z takich współpracy z głogowskimi wspinaczami, w czasie wyprawy do Wietnamu, gdzie wytaczali nowe drogi wspinaczkowe, dostałem od nich w prezencie możliwość nazwania jednej z dróg „For Zuzanna” - dla mojej córki.

Dariusz Jajor przyznaje, że najciekawsze podróże odbył po Afryce, gdzie zakochał się w przyrodzie tego kontynentu. - Ale żyć tam trudniej niż w Azji, głównie z powodu różnicy kulturowo mentalnej między nami i Afrykanami - mówi.

Pan Darek pracował w kopalni KGHM Polkowice-Sieroszowice. Wspomina, że aby wyjechać na dłużej, na przykład na dwa miesiące, dzięki życzliwości przełożonych w pracy, łączył urlopy z dwóch lat lub brał urlop bezpłatny.

Z powodów osobistych dalsza praca w kopalni i mieszkanie w Głogowie przestały mieć dla niego sens, dlatego rok temu podjął decyzje o przejściu na emeryturę i wyjeździe z kraju.

- W tym samym czasie natknąłem się na bloga o nazwie „Ucieczka do Raju” prowadzonego przez chłopaka z Legnicy, który od kilku lat mieszka na Filipinach - przyznaje. - Jego filmy o tym, jak żyje na jednej z wysp miały wpływ na to, że wybrałem to miejsce. No i jestem na Filipinach od pięciu miesięcy. Przyleciałem tylko z małym bagażem podręcznym, w sumie siedem kilogramów, choć sprzęt nurkowy wysłałem paczką z Polski.

Bał się, że w raju umrze z nudów

Zamieniając Polskę na Filipiny, bał się tylko jednego - że po roku umrze w raju z nudów.
- Jestem jeszcze zbyt młody, by resztę życia przeleżeć w hamaku, nawet w raju - mówi. - Przypomniałem sobie, jak w czasie swoich podróży nurkowałem i poznawałem ludzi pracujących w centrach nurkowych. A Filipiny to ponad siedem tysięcy wysp i wysepek, więc wokół morze. Postanowiłem więc zostać divemasterem, czyli przewodnikiem nurkowym.

Jeszcze przed wylotem wiedział, że istnieje jedyna polska baza nurkowa na Filipinach i postanowił zrobić wszystko, by w niej pracować. I tak się stało, dziś jest częścią GoDeep - pierwszego centrum nurkowo - turystycznego na Filipinach i pracuje jako przewodnik nurkowy. Zajmuje się sprawami technicznymi sprzętu, pomaga w szkoleniach, a czasem jest opiekunem wycieczek.

- W bazie nurkowej jest czterech chłopaków Filipińczyków, a praca z nimi to sama przyjemność - opowiada nam szczęśliwy emeryt. - Jestem takim łącznikiem między nimi a szefostwem. Jak potrzebowałem pomocy w moim ogrodzie, ponieważ musiałem wyciąć kilkanaście bananowców, by odsłonić palmy i papaje, Filipińczycy chętnie mi pomogli.

Święta i Nowy Rok z rodakami

Na Panglao, gdzie mieszka, poza jego szefem żyje jeszcze tylko jeden Polak,. To właściciel resortu. Ale wystarczy popłynąć na sąsiednią wyspę Siquijor, by spotkać kilkunastu rodaków. Kilku z nich prowadzi biznesy, reszta żyje zarabiając przez internet.

- Spędziłem z nimi Święta Bożego Narodzenia i Sylwestra - mówi.
Głogowianin przyznaje, że na tej odległej od Polski wyspie czuje się bezpiecznie, a Filipińczycy to wspaniali ludzie, nie bez racji określani jako jeden z najszczęśliwszych narodów na świecie. Są mili, uśmiechnięci i życzliwi.

- Ale nie umieją gotować! - dodaje pan Darek. - Lubię zjeść, a im brakuje zmysłu kuchennego. Nie tworzą dań, tylko gotują i sprzedają wszystko osobno, z osobnego garnka, dlatego nazywamy ich jadłodajnie „garami”. Każdą potrawę dostajesz na osobnym talerzyku, na przykład: kapusta, mielone mięso, ryż, sos. A u nas byłyby już gołąbki - śmieje się emigrant.

Płakał pod wodą ze szczęścia

Głogowianin podkreśla, że Filipiny to biedny kraj, a pensja równa 1 tysiącowi złotych to rzadkość. Twierdzi jednak, że to jego miejsce na ziemi i nie planuje powrotu do Polski.

- Nigdy nie zapomnę dnia, w którym się pod wodą popłakałem - mówi. - To było jedno z pierwszych dni pracy. Nurkowałem z parą Koreańczyków. Uświadomiłem sobie, że jeszcze kilka miesięcy temu byłem górnikiem, a teraz, gdzieś daleko od Polski przeprowadzam pod wodą ludzi z całego niemal świata. Że odbyłem podróż spod ziemi pod wodę. Podróż, która co kilka dni daje mi nowy powód do szczęścia.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto