MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Autorytet doceniony

Agata Grzelińska
fot. piotr krzyżanowski
fot. piotr krzyżanowski
Rozmowa z prof. Januszem Bielawskim, wybitnym chirurgiem, długoletnim ordynatorem oddziału chirurgii urazowej i ortopedii w szpitalu ZOZ w Lubinie, senatorem RP w latach 1997-2005 • Otrzymał Pan tytuł ...

Rozmowa z prof. Januszem Bielawskim, wybitnym chirurgiem, długoletnim ordynatorem oddziału chirurgii urazowej i ortopedii w szpitalu ZOZ w Lubinie, senatorem RP w latach 1997-2005

• Otrzymał Pan tytuł Osobowość Roku Powiatu Lubińskiego. Jak Pan traktuje to wyróżnienie?
– Jako ważne, dlatego że momentami czułem się zapomniany. Gdy w 2006 roku odchodziłem na emeryturę, nie znalazł się nikt, kto by powiedział: dziękuję. Od ówczesnego dyrektora ZOZ-u, Tadeusza Tofela dostałem tylko oficjalne pismo z prośbą, bym zabrał swoje rzeczy z gabinetu. Wtorkowa uroczystość to oficjalne uznanie dorobku mojego i mojego zespołu. Często spotykam się z wyrazami uznania od ludzi, których nie pamiętam. Nie z powodu wieku. Nigdy nie miałem pamięci do fizjonomii. Podchodzą, witają się, w okresie świątecznym składają życzenia. Po chwili rozmowy zazwyczaj okazuje się, że to moi byli pacjenci. Dużym dowodem uznania była dla mnie kampania wyborcza. W okręgu jeleniogórsko-legnickim otrzymałem 148 713 głosów. W stosunku do liczby uprawnionych do głosowania to był piąty wynik w Polsce. Był to też czas sympatycznych kontaktów z pacjentami, których leczyłem w minionych latach.

• Stworzył Pan oddział urazowo-ortopedyczny od podstaw. Jakie były początki?
– Przez pierwsze trzy lata pracowałem z lekarzami świeżo po studiach. Prowadziłem nocne życie, bo byłem wzywany do każdego cięższego przypadku. A wtedy było znacznie więcej wypadków w górnictwie niż obecnie. Pewnie dlatego, że do przeszłości należą takie głupoty, jak bicie rekordów wydobycia czy gonienie planu, a górnicy są bardziej świadomi zagrożeń.
W krótkim czasie nasz oddział stał się wiodącą placówką w Polsce, jeżeli chodzi o leczenie powikłań w chirurgii urazowo-ortopedycznej. Szczególnie wyspecjalizowaliśmy się w leczeniu zapalenia kości. Zorganizowaliśmy kilka konferencji naukowych, a w 1993 r. XXV Dni Ortopedyczne, na które przyjechało ok. 500 ortopedów. Tak liczna obecność specjalistów świadczyła o dużym zainteresowaniu osiągnięciami, którymi mogliśmy się pochwalić.

• Wykształcił Pan wielu fachowców.
– Tak. Szpital powiatowy to nie klinika, a wypromowałem dziewięciu doktorów. Mieliśmy pacjentów z zapaleniem kości z całej Polski. Na zakończenie działalności naukowej i praktycznej ukazała się książka zatytułowana „Zapalenie kości”. Opracowaliśmy ją z dr. Janem Sygnatowiczem, dr Małgorzatą Olszewską-Konarską i dr. Wiktorem Piotrowskim, którzy podjęli w swoich doktoratach tematy związane z leczeniem i patogenezą, czyli mechanizmami powstawania zapalenia kości. Zawsze uważałem, że mogę kogoś dopisać do mojej pracy, ale nigdy nie mogę zawłaszczać czyichś osiągnięć.

• Pracując w szpitalu, cały czas prowadził Pan działalność naukową?
– Tak. Mogliśmy przygotować tę książkę dzięki temu, że dokumentowaliśmy każdy przypadek. Wszystkie operacje były fotografowane.

• Trudno było rozstać się ze szpitalem?
– Nie. Widziałem, że moi uczniowie dadzą sobie świetnie. Umówiliśmy się, że jeśli będą potrzebować mojej pomocy, zadzwonią.
• Często dzwonią?
– Nie.

• Jak Pan ocenia strajki lekarzy?
– Mam bardzo ambiwalentne uczucia. Kwestia płac to jedno. Uważam jednak, że strajk nie miał sensu w chwili, gdy rząd Jarosława Kaczyńskiego nie chciał z lekarzami rozmawiać. Gdy wybory były już pewne, należało zawiesić strajk i zaczekać na nowego partnera, z którym będzie można rozmawiać. Myślę, że swoją rolę w kontynuowaniu strajku odegrały tu ambicje.

• Czy uważa Pan pomysł przekształcenia szpitala w spółkę prawa handlowego za słuszny?
– Jestem starym człowiekiem i nie znam się dobrze na ekonomii. Jeżeli jest rozsądna kalkulacja, to sądzę, że warto. Uważam, że problemem nie jest przerost zatrudnienia, ale złe finansowanie. Nie chodzi tylko o to, by mieć mniejsze wydatki, ale by zwiększyć przychody. Nie wiem, jaki status daje spółka, ale jeśli pozwala na świadczenia komercyjne, to dlaczego nie? Nie brakuje ludzi, którzy nie chcą czekać na zabieg. Jeśli mogą zapłacić, należy im to umożliwić.

• Zawsze chciał Pan być chirurgiem?
– Tak. Po studiach pracowałem w Środzie Śląskiej. Po czterech latach trafiłem do kliniki. Mój profesor skierował mnie na oddział chirurgii urazowej i kazał zająć się bakteriologią kliniczną. Jako młody człowiek odebrałem to za szykanę. Chciałem operować, ale dziś widzę, że to było bardzo dalekowzroczne posunięcie, bo musiałem zgłębić problemy bakteriologii dużo szerzej niż na studiach. To zaowocowało później właściwym podejściem do powikłań infekcyjnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubin.naszemiasto.pl Nasze Miasto