„I tak dzień jedziesz, dwa dni stoisz. Tydzień ma dni siedem, w miesiącu tygodni cztery, a w pociągu wagonów 48!” - to jeden z bardziej znanych cytatów kultowej komedii "Sami swoi", w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego, opowiadającej o powojennej tułaczce dwóch zwaśnionych rodzin: Kargulów i Pawlaków.
W rzeczywistości historia polskiego osadnictwa na tzw. Ziemiach Odzyskanych miała mało wątków komediowych. Ludzie starali się przetrwać i ułożyć życie w nieznanym miejscu. Zostawili na Kresach cały swój dobytek i przyjechali do Lubina z tym, co udało im się zmieścić w kolejowym wagonie.
Ruszamy na Ziemie Odzyskane
Jak wspomina jeden z pierwszych lubińskich pionierów, dziś 87-letni Józef Łukasiewicz, z którym rozmawialiśmy przy okazji otwarcia wystawy:
- „Nie mieliśmy nic, trochę zboża, mąki, przetopioną słoninę i krowę. W 1945 roku najpierw czekało się 2-3 tygodnie na transport w Trembowli (miasto w zachodniej Ukrainie w obwodzie tarnopolskim - przyp. red.). Potem odkrytym wagonem przewozili ludzi do stacji Mikulczyce, koło Bytomia. Tam dopiero wsiedliśmy z rodziną do krytego wagonu i w końcu sierpnia dojechaliśmy na stację w Lubinie - mówi pan Łukasiewicz.

Początki osadnictwa
Na początku osadnikom przydzielano baraki po niemieckich robotnikach z pobliskiej fabryki, które stały przy ul. Chocianowskiej i Okrzei.
- Baraki były zdewastowane, w środku gruz, powybijane szyby. Cięliśmy rozbite kawałki szkła, żeby zrobić z nich okna. Udało się zdobyć prycze i worki jutowe ze słomą do spania. Po tygodniach leżenia na podłodze kolejowego wagonu, to był prawdziwy luksus. Na jednym przydzielonym poletku gospodarowały wtedy trzy rodziny, a czasem i więcej - opowiada Józef Łukasiewicz. - Wokół wszędzie stacjonowali Rosjanie. Wzdłuż ulicy Skłodowskiej-Curie, aż po lotnisko na Małomicach. Zajmowali budynki przy ul. Kościuszki. Tam, gdzie dziś jest osiedle Staszica, mieli boisko piłkarskie. Kobiety bały się wychodzić z domu. Na środku placu przed barakiem paliliśmy w nocy ognisko i pilnowaliśmy krowę, żeby jej nie zabrali - dodaje Łukasiewicz.

Czas zapuścić korzenie
7 września 1945 roku, Marian Sternik, pracownik Miejskiej Rady Narodowej, wydaje rodzinie Łukasiewiczów oficjalne poświadczenie zameldowania w Lubinie.
- Za kamienicami wzdłuż ulicy 1 Maja były podwórka, ludzie trzymali tam zwierzęta gospodarskie, a w Baszcie Głogowskiej Herszakowa prowadziła sklep - kontynuuje wspomnienia pan Józef. - Naprzeciwko budynku dzisiejszej komendy policji przy ul. Traugutta było pole, na którym stał tartak. Przy ulicy Kolejowej działała cukrownia. Za dworcem PKS był też młyn wodny na rzece Zimnica. Przed pierwszymi świętami Bożego Narodzenia w Lubinie znalazłem rozbite radio tranzystorowe. Nie wiedziałem do czego są te blaszki, miałem wtedy 10 lat. Zrobiłem z nich świąteczne ozdoby. Migotały na choince, jak prawdziwe gwiazdy...
2 maja na terenach przyległych do stacji PKP, Muzeum History...
Tulia znowu w kwartecie i to jakim! Mlynkova zasila zespół!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Koniec federacji High League?! Polski rząd zablokował pieniądze federacji!
- Tyle trzeba zarabiać, żeby zaliczać się do osób zamożnych w Polsce
- Poważne zarzuty wobec lidera kultowego zespołu. Podał fance "tabletkę gwałtu"?
- „Szczena” wyjechał z Polski za chlebem? Wiemy, jak zarabia były „Chłopak do wzięcia”!