Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Syców: Mały wielki człowiek w Hawanie

Beata Samulska
Beata Samulska
Sycowianin Robert Pedro wyjechał 30 września wraz z bratem Samuelem oraz rodzicami Barbarą i Walfrido na leczenie do rodzinnego kraju taty – na gorącą Kubę.

Przypomnijmy, że siedmioletni Bobby od niemal dwóch lat walczy z ciężką chorobą nowotworową. Na początku 2011 roku przeszedł operację wycięcia prawej nerki, w której umiejscowiony był złośliwy guz Wilmsa. Po cyklu chemioterapii chłopczyk cieszył się zdrowiem aż do tegorocznych wakacji. 8 sierpnia tego roku, podczas kontrolnego badania tomografem, wykryto u niego przerzut nowotworu do opłucnej.
Podjęto natychmiastowe leczenie w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej na ul. Bujwida we Wrocławiu. Nie było mowy o operacji, gdyż na zdjęciach widoczny był rozległy naciek na płucu. Chłopczyk otrzymał potrójną dawkę chemii, po której stracił wszystkie włoski. Czuł się bardzo źle, zaczął kaszleć, odczuwał bóle brzuszka. Lekarze podjęli decyzję o ściągnięciu wody z opłucnej, jednak zabieg okazał się niepotrzebny po podaniu dziecku odpowiednich leków. Po dziesięciu dniach i sześciu dawkach chemii Bobby wraz z mamą wrócili do Sycowa.
Wrześniowe badanie tomografem dało nadzieję. Okazało się, że po wstępnym cyklu chemioterapii nastąpiła znaczna regresja nowotworu. Naciek zniknął, jednak pojawiły się rozsiane po opłucnej trzymilimetrowe guzki, które trudno zliczyć i które bardzo trudno usunąć operacyjnie. – Jedynie jedna z paryskich klinik podejmuje się takich zabiegów – wyjaśnia pani Barbara. – W Polsce jedyną metodą ich zwalczenia jest chemia. W nowym protokole leczenia ustalono 28 tygodni chemioterapii, w tym sześć najcięższych, tzw. potrójnych, i 2 tygodnie radioterapii.

Kuba i gest Jose Torresa
Wyniki badań Roberta w minionych tygodniach polepszyły się. Wciąż jednak państwo Pedro myśleli o zdobyciu dla Roberta leku na bazie jadu skorpiona kubańskiego, który działa bezpośrednio na ogniwa choroby. W Hawanie mieszka dziewczyna brata Walfrido, która jest pediatrą, a której choroba Bobby’ego nie dawała spokoju. – Słyszeliśmy wiele o tym, na jak wysokim poziomie jest na Kubie medycyna – mówi Basia. Pojawił się więc szalony pomysł podróży na Kubę. Dlaczego nie? – pomyśleli rodzice dzielnego Roberta i marzenie stało się rzeczywistością. 30 września, w niedzielę, cała rodzinka wyruszyła za ocean. Tam Roberta czeka leczenie najnowocześniejszymi lekami przeciwnowotworowymi, a równolegle prowadzona będzie chemioterapia ustalona przez polskich lekarzy. – Po tak skojarzonym leczeniu organizm Roberta będzie silniejszy, nie będzie przechodził powikłań związanych z chemią – wyjaśnia mama. Do Hawany przyjeżdżają tysiące ludzi z całego świata, tam upatrując ratunku w ciężkich chorobach nowotworowych.
Chłopczyka rodzice zarejestrowali w tamtejszej klinice, przeszedł niezbędne badania i został zakwalifikowany do odpowiedniego leczenia. Jak ono długo potrwa – na razie nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że Robert odtąd będzie pod stałą kontrolą kubańskich lekarzy, nawet po powrocie do kraju. – Pojawiło się jakieś światełko, nadzieja w tym wszystkim. I to dzięki mojemu mężowi, który jest Kubańczykiem – spostrzega Basia. – Ostatnio często spotykamy się z Kubańczykami, którzy mieszkają w Polsce. Oni bardzo nas wspierają. Jest wśród nich Jose Torres.
W ubiegłą niedzielę, zaraz po Festynie Rodzinnym w Sycowie, Robert pojawił się z bratem i rodzicami na urodzinach Jose Torresa. Artysta zażyczył sobie, by, zamiast prezentów i kwiatów, zaproszeni goście nie szczędzili pieniążków na leczenie małego Bobby’ego. Małżonka Jose – Izabela – wspiera rodzinę Pedro na Kubie, gdyż w tym samym czasie przebywa na szkoleniu z rumby w Matanzas.

Syców to jest to!
Jak Robert traktował wyjazd do tak odległego kraju? Najpierw martwił się o dzieci na Kubie, które nie mają prawdziwych świąt Bożego Narodzenia. Dlaczego? – Bo tam nie ma śniegu – wyjaśniał nam. – Jak w takich warunkach docierają sanie z reniferami i prezentami dla dzieci? – zastanawiał się, a tato tłumaczył mu, że na Kubie dzieci dostają prezenty codziennie, a sanie z Mikołajem poruszają się dzięki magicznemu proszkowi. Mimo to Robert nie cieszył się na ten wyjazd, gdyż bardzo mocno związany jest z rodzinnym domem w Sycowie. – Robert uważa, że Syców jest najlepszym, najpiękniejszym miejscem na ziemi – wyjaśnia Basia.
Wizyta na Kubie wiąże się też ze sporą dawką przeżyć rodzinnych. Po raz pierwszy swoje wnuki zobaczyła i uściskała mama Frido. Robert przechodzi tam, obok leczenia w klinice, oczyszczającą terapię duchową, religijną.

Ludzie wciąż pomagają
Basia przez osiem lat przeżywała przed narodzinami Roberta chorobę nowotworową swojej mamy. Wówczas wszelkie środki przeznaczano na drogie leki z Australii i Chin, dlatego dom rodzinny Basi nie widział żadnych remontów przez minione piętnaście lat.
Przy tak wyczerpującej dawce chemii, organizm małego Roberta ma bardzo obniżoną odporność. By nie złapać żadnej infekcji, niezbędne jest przeprowadzenie w jego domu kilku remontów. Dzięki dotychczasowemu finansowemu wsparciu mieszkańców naszego regionu, już wymieniony został piec. Pomógł też pan Dariusz Ochab, który zadeklarował wymianę dwóch starych okien zakupionych przez rodzinę Basi. W planach jest jeszcze malowanie dwóch pokoi, w których przebywają dzieci, usunięcie wszystkich dywanów, by nie było źródła roztoczy, oraz wyłożenie podłóg panelami. Pojawili się też ludzie, którzy ufundują nowe meble do pokoju dzieci. Rodzice Roberta są ogromnie wdzięczni za każdą złotówkę, która wpłynęła na konto Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” oraz ich prywatne konta, a także za środki zebrane podczas różnych akcji charytatywnych w Sycowie, Wrocławiu i Oleśnicy. Na samo konto Fundacji wpłynęło w krótkim czasie ponad 6 tys. zł, a podczas ubiegłotygodniowego festynu zebrano drugie tyle.
Robert nadal jest wychowankiem Przedszkola nr 1 im. Koszałka Opałka w Sycowie, tutaj ma wielu przyjaciół: Mateusza, Oliwiera i Kamila. W przyszłości zamierza projektować gry komputerowe. Uwielbia bawić się transformersami, a ulubionymi jego bohaterami są Optimus i Megatron. Ma niezwykłe zdolności manualne i nieprzeciętne matematyczne. Jest przeciwieństwem młodszego braciszka Sammy’ego, który jest gadułą o naturze artysty. Robert jest domatorem, bardzo refleksyjnym, jego spostrzeżenia są, jak na siedmiolatka, bardzo dojrzałe. Kiedyś w kościele Basia zapaliła z Robertem świeczkę. Po wyjściu z kościoła Robert zastanawiał się, czy będzie długo żyć. Kiedy mama zapytała, dlaczego o to pyta, Robert przypomniał jej, że jego świeczka w kościele bardzo słabo się paliła. Dzień przed badaniem, które wykazało wznowę choroby, Robert przyszedł do mamy i zwierzył się jej, że czasami sobie po cichu popłacze, bo bardzo boi się, że straci rodziców. – Czasem Roberta widzę jako takiego dużego człowieka zamkniętego w malutkim ciele – mówi Basia. – Ma bardzo poważne przemyślenia dotyczące życia, śmierci, cierpienia, rozstania. Doskonale wie, że mamy w tej chwili wielką misję do spełnienia, polegającą na pozbyciu się z brzuszka niedobrych kulek. Basia uważa, że Robert ma duchową więź z babcią, która zmarła, gdy miał 2,5 miesiąca. Chłopczyk był ukochanym wnukiem pani Elżbiety.

Z dziennika mamy Roberta – Basi Pedro

Historia choroby naszego synka, wtedy 5-letniego, zaczęła się przed Bożym Narodzeniem 2010 roku. Przed pójściem spać Robert zaczął wspominać o bólu brzuszka i prosić o masaż. 5 minut lekkiego masażu i dziecko spało do rana jak suseł, dlatego nie traktowałam tego objawu zbyt poważnie, myślałam, że to jest po prostu przyjemna chwila bliskości z mamą. Po namowach męża, po 2 tygodniach udałam się na kontrolną wizytę. USG jamy brzusznej wykazało 8 torbieli na prawej nerce. Gdy Robert miał 3,5 roku, przeprowadzono mu USG jamy brzusznej z okazji akcji wczesnego wykrywania chorób u dzieci. Nie wykryto wtedy żadnych nieprawidłowości. Czekaliśmy na badania ustalone na styczeń 2011 roku w Klinice Nefrologii Dziecięcej we Wrocławiu. Niestety 5 dni przed Wigilią mały zaczął siusiać krwią. Na drugi dzień przyjęto nas na oddział. Dowiedzieliśmy się, że prawa nerka nie funkcjonuje, na szczęście z lewą nie ma żadnych problemów. W styczniu zostaliśmy zakwalifikowani do nefrektomii, czyli usunięcia prawej nerki. 3 lutego 2011 roku Robert przeszedł operację nefrektomii prawostronnej.
Bardzo szybko wracał do sił i myśleliśmy, że co najgorsze już jest za nami. Badania histopatologiczne bardzo długo trwały – ponad 4 tygodnie, dodawano nam otuchy, że jeśli tak długo trwają, to znaczy że wyniki będą dobre, że to nic pilnego. W końcu telefon z chirurgii, i szok – wynik zły, w nerce umiejscowiony był guz Wilmsa – nowotwór złośliwy Nephroblastoma. Pozytywny był dla nas opis: non anaplastic Nephroblastoma blastemal predominant – bez cech naciekania torebki, stadium I, grupa low. Czyli wykryte w najwcześniejszym stadium, bez oznak nacieków. Po 2 dniach Robert przyjmował już chemię w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej na ul. Bujwida we Wrocławiu. Chemię znosił dość dobrze. Pod koniec maja zakończyliśmy leczenie, badania nie wykazały żadnych zmian nowotworowych.
Robert wrócił od września do przedszkola, a o chorobie przypominały nam co trzy miesiące kontrole w klinice. Minął 1 rok i 3 miesiące. Dzień przed badaniami mieliśmy złe przeczucia, Robert był zamyślony, na wieczór rozpłakał się i powiedział, ze nigdy nas nie chce stracić. Po tym zdaniu już nie byliśmy spokojni. 6 sierpnia 2012 r. RTG klatki piersiowej wskazało na wznowę choroby w płucu prawym. Zlecono tomograf w trybie pilnym, który 8 sierpnia potwierdził przerzut do prawej jamy opłucnowej, w tym obecność płynu. Znowu życie nam się zatrzymało. Było tak bardzo małe prawdopodobieństwo przerzutu. Tylko u około 10% leczonych pojawia się wznowa. Nie było żadnych objawów, bez kaszlu, bez zadyszek, bez gorączki, przecież mieliśmy I stadium wykrycia. Znowu trzeba walczyć, tylko że będzie trudniej, to przecież płuco.

Źródło: www.robertpedro.pl

Pomoc dla Roberta

Apelujemy do mieszkańców naszego regionu w imieniu rodziców Roberta Pedro o stałe wsparcie finansowe, dzięki któremu możliwe będzie zapewnienie kosztownego leczenia dziecka.
Wpłaty można kierować na następujące konta:
1. Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”, ul. O. Bujwida 42, 50-368 Wrocław, nr 11 1160 2202 0000 0001 0214 2867, tytułem „ROBERT PEDRO”;
2. Walfrido Pedro Sama, ul. Waryńskiego 3, 56-500 Syców, nr 66 2490 0005 0000 4000 3922 3034;
3. Barbara Pedro, ul. Waryńskiego 3, 56-500 Syców, nr 32 2490 0005 0000 4000 0035 1672.
Prosimy również o wsparcie przy remoncie mieszkania siedmiolatka. Chłopczyk ma obecnie obniżoną odporność, dlatego tak istotne są dobre warunki, w jakich mieszka. Rodzice informują, że potrzebne jest pomalowanie dwóch pokoi oraz położenie na podłodze paneli, a w związku z tym również zakup farb i paneli. Ruszyła też akcja zbiórki pieniędzy za pośrednictwem puszek w sycowskich sklepach należących do sycowskiego stowarzyszenia kupców. Nie bądźmy obojętni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sycow.naszemiasto.pl Nasze Miasto