19 marca przed głogowskim sądem stanął Piotr P. Mężczyzna jest oskarżony o spowodowanie wypadku na szybie św. Jakuba w Jakubowie, w którym ucierpiał 25-letni wówczas Łukasz Kuczyński, pracownik firmy serwisowej. Operator koparki docisnął opuszczoną łyżką nogę ofiary na tyle mocno, że stracił najpierw stopę, a w konsekwencji lekarze amputowali mu część lewego podudzia - osiem centymetrów nad kostką. Drugi zarzut wobec Piotra P. dotyczy wykonywania pracy pod wpływem alkoholu.
Wypadek w kopalni na szybie św. Jakub
Dramatyczne chwile Łukasza Kuczyńskiego rozegrały się 28 kwietnia ubiegłego roku, tuż po godz. 7 rano. Kiedy szedł do powierzonych przez sztygara zadań, nadjechała ładowarka. Jechała szybko i łyżką do przodu. Młody mechanik dawał kierowcy sygnały lampą, ale maszyna nie zwolniła. W pewnym momencie kierowca wykonał gwałtowny manewr, a opuszczona łyżka ładowarki zmiażdżyła stopę 25-latka. - Na początku nawet tego nie czułem - zeznał w sądzie poszkodowany. - Doznałem jakby uderzenia adrenaliny i jeszcze chwilę szedłem pukając w szybę operatora. On patrzył na mnie, ale jakby mnie nie widział, nie kontaktował. Wtedy zauważyłem, że moja stopa wisi tylko na skórze - opowiadał.
Krzyki rannego i wołanie o pomoc usłyszeli pracownicy pobliskiej komory narzędziowej. Wybiegli na chodnik i dopiero wtedy ładowarka się zatrzymała.
-Operator otworzył drzwi i powiedział do mnie: Jak, ty k..a chodzisz, po czym odszedł. Pomocy udzielali mi już inni ludzie - opowiadał pan Łukasz. Rannego zaopatrzono na dole i wywieziono na powierzchnię, skąd trafił do głogowskiego szpitala. Tam lekarze włożyli śruby w roztrzaskaną kość pięty i naciągnęli na nią skórę. Niestety, w kolejnych dniach, w szpitalu we Wrocławiu konieczna była amputacja fragmentu podudzia.
Piotr P. przyznał się tylko do tego, że był w pracy pod wpływem alkoholu. Natomiast nie czuje się winny spowodowania wypadku z udziałem Łukasza. Odmówił w sądzie składania wyjaśnień, ale zwracając się do pokrzywdzonego przeprosił za to, co się stało. Oskarżony jest teraz bezrobotny i leczy się z alkoholowego uzależnienia.
Jak wynika z zeznań oskarżonego odczytanych przez sąd, dzień przed wypadkiem Piotr P. miał wypić w sumie siedem półlitrowych piw i setkę wódki. Ich spożywanie zakończył około godz. 2 nad ranem, a dwie godziny później wstał do pracy. Mężczyzna stwierdził, że nie czuł się pijany, a w kopalni nikt go nie badał. Przyznał, że jechał maszyną w stronę komory paliw. Stwierdził, że jazda łyżką do przodu, choć wbrew przepisom, jest wygodniejsza w tankowaniu. Kiedy na zakręcie uderzył łyżką w ocios zauważył, że przy ścianie leży mężczyzna. Wcześniej go nie widział. Pobiegł do telefonu wezwać pomoc i nie podszedł już do rannego.
Po wywiezieniu na powierzchnię Piotr P. został czterokrotnie zbadany przez policję na zawartość alkoholu. Miał ponad 3 promile i podczas pomiaru wartość ta rosła.
Nie miał prawa jechać łyżką do przodu
Podczas pierwszej rozprawy zeznania złożył sztygar, który tego dnia pracował na szybie, a po wypadku ratował rannego. Mężczyzna stwierdził kategorycznie że Piotra P. nie powinno być na tym chodniku, ponieważ nie polecił mu tankowania maszyny. Na dodatek właściwy punkt uzupełniania płynów znajduje się w zupełnie innej części szybu. Sztygar zapewnił też, że gdyby operator jechał ciągnikiem do przodu, gdzie jest też kamera, a nie łyżką, wszystko dobrze by widział. Potwierdził też, że młody mechanik poruszał się po chodniku zgodnie z przepisami.
Sztygar w emocjonalny sposób przypomniał chwile ratowania Łukasza Kuczyńskiego.
- Kiedy wnosiliśmy go na noszach do windy trzymałem Łukasza za ręce - opowiadał płacząc. - Gdy widziałem, że odpływa krzyczałem: chłopie, trzymaj się, wszystko będzie dobrze.
Podczas poniedziałkowej rozprawy poszkodowany złożył wniosek o zasądzenie od pozwanego wypłaty 300 tys. zł odszkodowania oraz 200 tys. zł zadośćuczynienia.
Dramat Łukasza przeżywa cała jego rodzina. Rodzice i dziewczyna Patrycja wspierają go psychicznie i fizycznie, ale wciąż nie potrafią się pogodzić z tym, co spotkało ich syna. - Lekarze mówili, że po trzech miesiącach będzie hulał, a niedługo minie rok, a wciąż nie jest dobrze, rana się paprze - mówi ojciec, Krzysztof Kuczyński.
27-letni dziś mieszkaniec Smardzowa, porusza się o kuli lub na wózku. Wcześniej był wysportowanym, pełnym wigoru mężczyzną, dziś przechodzi rehabilitację i leczy depresję u psychologa. - Żadna kara nie będzie dobra dla oprawcy za okaleczenie syna - mówi wciąż zrozpaczona matka, pani Mirosława.
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?