Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przez wypadek w kopalni został kaleką - ruszył proces

Grażyna Szyszka
Łukasz Kuczyński stawił się w sądzie z rodzicami Mirosławą i Krzysztofem oraz dziewczyną Patrycją
Łukasz Kuczyński stawił się w sądzie z rodzicami Mirosławą i Krzysztofem oraz dziewczyną Patrycją Grażyna Szyszka
Rozpoczął się proces byłego już górnika z Polkowic, który na szybie św. Jakuba, będąc pod wpływem alkoholu zmiażdżył maszyną stopę Łukaszowi Kuczyńskiemu (na zdjęciu).

19 marca przed głogowskim sądem stanął Piotr P. Mężczyzna jest oskarżony o spowodowanie wypadku na szybie św. Jakuba w Jakubowie, w którym ucierpiał 25-letni wówczas Łukasz Kuczyński, pracownik firmy serwisowej. Operator koparki docisnął opuszczoną łyżką nogę ofiary na tyle mocno, że stracił najpierw stopę, a w konsekwencji lekarze amputowali mu część lewego podudzia - osiem centymetrów nad kostką. Drugi zarzut wobec Piotra P. dotyczy wykonywania pracy pod wpływem alkoholu.

Wypadek w kopalni na szybie św. Jakub

Dramatyczne chwile Łukasza Kuczyńskiego rozegrały się 28 kwietnia ubiegłego roku, tuż po godz. 7 rano. Kiedy szedł do powierzonych przez sztygara zadań, nadjechała ładowarka. Jechała szybko i łyżką do przodu. Młody mechanik dawał kierowcy sygnały lampą, ale maszyna nie zwolniła. W pewnym momencie kierowca wykonał gwałtowny manewr, a opuszczona łyżka ładowarki zmiażdżyła stopę 25-latka. - Na początku nawet tego nie czułem - zeznał w sądzie poszkodowany. - Doznałem jakby uderzenia adrenaliny i jeszcze chwilę szedłem pukając w szybę operatora. On patrzył na mnie, ale jakby mnie nie widział, nie kontaktował. Wtedy zauważyłem, że moja stopa wisi tylko na skórze - opowiadał.

Krzyki rannego i wołanie o pomoc usłyszeli pracownicy pobliskiej komory narzędziowej. Wybiegli na chodnik i dopiero wtedy ładowarka się zatrzymała.

-Operator otworzył drzwi i powiedział do mnie: Jak, ty k..a chodzisz, po czym odszedł. Pomocy udzielali mi już inni ludzie - opowiadał pan Łukasz. Rannego zaopatrzono na dole i wywieziono na powierzchnię, skąd trafił do głogowskiego szpitala. Tam lekarze włożyli śruby w roztrzaskaną kość pięty i naciągnęli na nią skórę. Niestety, w kolejnych dniach, w szpitalu we Wrocławiu konieczna była amputacja fragmentu podudzia.

Piotr P. przyznał się tylko do tego, że był w pracy pod wpływem alkoholu. Natomiast nie czuje się winny spowodowania wypadku z udziałem Łukasza. Odmówił w sądzie składania wyjaśnień, ale zwracając się do pokrzywdzonego przeprosił za to, co się stało. Oskarżony jest teraz bezrobotny i leczy się z alkoholowego uzależnienia.

Jak wynika z zeznań oskarżonego odczytanych przez sąd, dzień przed wypadkiem Piotr P. miał wypić w sumie siedem półlitrowych piw i setkę wódki. Ich spożywanie zakończył około godz. 2 nad ranem, a dwie godziny później wstał do pracy. Mężczyzna stwierdził, że nie czuł się pijany, a w kopalni nikt go nie badał. Przyznał, że jechał maszyną w stronę komory paliw. Stwierdził, że jazda łyżką do przodu, choć wbrew przepisom, jest wygodniejsza w tankowaniu. Kiedy na zakręcie uderzył łyżką w ocios zauważył, że przy ścianie leży mężczyzna. Wcześniej go nie widział. Pobiegł do telefonu wezwać pomoc i nie podszedł już do rannego.

Po wywiezieniu na powierzchnię Piotr P. został czterokrotnie zbadany przez policję na zawartość alkoholu. Miał ponad 3 promile i podczas pomiaru wartość ta rosła.

Nie miał prawa jechać łyżką do przodu

Podczas pierwszej rozprawy zeznania złożył sztygar, który tego dnia pracował na szybie, a po wypadku ratował rannego. Mężczyzna stwierdził kategorycznie że Piotra P. nie powinno być na tym chodniku, ponieważ nie polecił mu tankowania maszyny. Na dodatek właściwy punkt uzupełniania płynów znajduje się w zupełnie innej części szybu. Sztygar zapewnił też, że gdyby operator jechał ciągnikiem do przodu, gdzie jest też kamera, a nie łyżką, wszystko dobrze by widział. Potwierdził też, że młody mechanik poruszał się po chodniku zgodnie z przepisami.

Sztygar w emocjonalny sposób przypomniał chwile ratowania Łukasza Kuczyńskiego.
- Kiedy wnosiliśmy go na noszach do windy trzymałem Łukasza za ręce - opowiadał płacząc. - Gdy widziałem, że odpływa krzyczałem: chłopie, trzymaj się, wszystko będzie dobrze.

Podczas poniedziałkowej rozprawy poszkodowany złożył wniosek o zasądzenie od pozwanego wypłaty 300 tys. zł odszkodowania oraz 200 tys. zł zadośćuczynienia.

Dramat Łukasza przeżywa cała jego rodzina. Rodzice i dziewczyna Patrycja wspierają go psychicznie i fizycznie, ale wciąż nie potrafią się pogodzić z tym, co spotkało ich syna. - Lekarze mówili, że po trzech miesiącach będzie hulał, a niedługo minie rok, a wciąż nie jest dobrze, rana się paprze - mówi ojciec, Krzysztof Kuczyński.

27-letni dziś mieszkaniec Smardzowa, porusza się o kuli lub na wózku. Wcześniej był wysportowanym, pełnym wigoru mężczyzną, dziś przechodzi rehabilitację i leczy depresję u psychologa. - Żadna kara nie będzie dobra dla oprawcy za okaleczenie syna - mówi wciąż zrozpaczona matka, pani Mirosława.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glogow.naszemiasto.pl Nasze Miasto